Tak se kurna tłumaczę, że jak ciągle jest pod górkę, to i w końcu z górki musi być.
No fakt, trochę ta górka wysoka. Jakiś Mount Everest bym nawet rzekła. Szczytu jeszcze nie widać, więc wspinać się będę jeszcze od cholery i ciut ciut. A może nawet jeszcze jedno ciut. Ale podobno z takiej góry widoki są przewspaniałe, więc cóż pozostało. Szkoda tylko, że nie mam mapy ze szlakiem, bo to by zdecydowanie ułatwiło sprawę. A tak trzaskam dodatkowe kilometry przez swoją dezorientację. Jakbym wiedziała gdzie iść to już bym pewnie ze trzy razy zdążyła śmignąć w tę i z powrotem. A tak siedzę na zboczu w ciemnym lesie. Czas ruszyć dupę i iść dalej.
I tylko mam nadzieję, że przez te wspinaczki wysokogórskie i stany depresyjne o które się przez nie ocieram nie stanę się zrzędliwą jędzą.
No więc idę wysikać psicę, a potem dreptam na ten cholerny Everest.
stan depresyjny? ciągle pod górkę? Co jest?
OdpowiedzUsuńskrytka
no tak do nieba nie dojdziesz, wiec będzie z górki :))
OdpowiedzUsuńmyślę, ze jak by było z górki to nie było by dobrze, bo zbyt byśmy się rozpędzili i wtedy tez łatwo o upadek
OdpowiedzUsuńa poza tym nie docenilibyśmy tego co dobre, tak więc głowa do góry, kiedyś zaliczysz upragniony szczyt ;-)