Jak mówiłam, tak zrobiłam. Wczoraj piardnęłam w oponki, przetarłam pobieżnie szmatką i dziś rano wyruszyłam do pracy bicyclem.
Jechało się genialnie. Bo z górki. Jadąc śmiałam się sama z siebie i zastanawiałam czy rower po 9 latach nieużywania nie rozpadnie mi się po drodze i czy nie dotrę z kołem i kierownicą w jednym ręku, a ramą w drugim.
Droga powrotna nie była już tak przyjemna. Jadąc z górki w jedną, nie można jechać z górki z powrotem. A szkoda.
Generalnie zapłaciłam już miesięczny abonament na parkingu strzeżonym, więc nie ma odwrotu. Cała równowartość zestawu McDonalda na to poszła.
W pracy przy milionie informacji na minutę zaczynam się lekko zakręcać, więc muszę opracować sobie system organizacyjny, bo za chwilę będę równie roztrzepana jak pozostali. A to przecież ja mam być ta wszystkowiedząca i poukładana.
A w sobotę jedziemy na noc muzeów do Berlina :)
właśnie dlatego ja nie jeżdżę na rowerze, bo potem zawsze jest pod górkę :P
OdpowiedzUsuńco do poukładania, ja też muszę sobie jakiś master plan wypracować i się go trzymać!
no tak szkoda, że z pracy nie ma też z górki :-)
OdpowiedzUsuńmedoda sama się wypracuje w ciągu pewnie najbliższych tygodni
ważne, że się podoba nowa praca ;-)
Ta... układanie sobie pracy... Ja mam niby schemat, ale jak tylko jakaś drobnostka go na chwilę rozciągnie, biegam jak oszalała i nie wiem co i jak ;)
OdpowiedzUsuńA na rowerze też bym jeździła do pracy, ale strasznie się boję piwnicy :>