wtorek, 28 sierpnia 2012

Misz masz

Mam mały kryzys rowerowy, ale tak myślę, że jak go pokonam to droga do pracy będzie lajcikowym spacerkiem. Jechałam już w deszczu, w totalnej ciemnicy bez światła, na wietrze i moim zdaniem największym wrogiem rowerzysty jest wiatr. Jestem zdecydowanie za mało opływowa.
Ale jeżdżę dalej. Po pierwsze mały, regularny trening mi się przyda, po drugie na taką trasę wyciąganie samochodu z garażu i szukanie miejsca parkingowego mija się z celem, podobnie zresztą jak płacenie za komunikację miejską. Poza tym jazda rowerem do określonego celu jest czymś mobilizującym, w przeciwieństwie do jazdy w kółko, która cholernie mnie demotywuje.

W weekend zaliczyliśmy fantastyczną noc muzeów w Berlinie. Osobiście gdybym miała zamieszkać w Berlinie, odnalazłabym się natychmiast. Bardzo przypomina mi Warszawę. Lubię duże miasta i choć od kilku lat jestem już tu gdzie jestem, jadąc do Warszawy zawsze używam określenia "wracam". Bo ja niezależnie od tego czy jadę do Poznania czy Warszawy zawsze wracam do siebie.
Poza tym z ludźmi z którymi pojechaliśmy, moglibyśmy jechać na koniec świata. Z nimi zawsze jest kompletny odjazd i beczka śmiechu. Uwielbiam, ubóstwiam wręcz, pokręconych ludzi! :-)
Do tego są tak fajnie ciepli i przyjaźni, że aż boję się, że nieprawdziwi. Choć nic na to nie wskazuje.

Wczoraj spędziłam w pracy 11 godzin zamiast 7 i przeżyłam swoją pierwszą eutanazję. Nie czuję jednak smutku a ulgę. To był ten moment gdy trzeba było pozwolić zwierzowi odejść. Szepnęłam mu, żeby biegł na drugą stronę tęczy. Boss-ką chyba trochę ten tekst ruszył. Ale to był ten czas. I żadna z nas nie miała co do tego wątpliwości. Nawet ja, choć lekarzem nie jestem.

Generalnie nie lubię pracować z kobietami. Za dużo fochów, gadania, za mało konkretów i działania. Tak się czasem niemiło robi. I ciągle trzeba uważać, żeby nikt nie wpakował cię z zawiści w jakieś gówno. Zamiast skupiać się na robocie i na tym co ważne, trzeba myśleć również o tym, żeby nie dać innym możliwości podłożenia świni. Żeby nikt swoich błędów nie mógł zwalić na ciebie. Kompletnie bezsensowna strata czasu i energii jak dla mnie, ale nieunikniona niestety przy współpracy z babami.

A dziś po powrocie z roboty zastałam dwa 5-litrowe pojemniki kiszących się ogórków, które Marsjanin zrobił własnymi ręcami. Szok totalny. Przez 10 lat nie wykazywał najmniejszego zainteresowania w tym kierunku, a tu taki surprajs :-)

Poza tym dziwne myśli krążą mi po głowie. Takie, których być tam nie powinno.

3 komentarze:

  1. mi to zawsze żal zwierzaczków
    ale czasami faktycznie lepiej

    co do pracy z babami czy facetami pracowałam i tak i tak
    a faceci to peple straszliwe

    fioletowanatalia

    OdpowiedzUsuń
  2. 1o lat nic nie robił to teraz musial nadrobić ;)

    OdpowiedzUsuń